W tym poście porozmawiamy o super ciekawym zjawisku, jakie zawdzięczamy kobylakowi czyli szczawiowi lancetowatemu, a ściślej mówiąc jego korzeniowi.
Szczaw lancetowaty jest dość charakterystyczną rośliną, zwłaszcza po przekwitnięciu i myślę, że mnóstwo z Was kojarzy go bardzo dobrze:
Często można go spotkać na łąkach, rowach i poboczach. Kobylak ma też swoje zasłużone miejsce w medycynie ludowej. Jego korzeniowi przypisuje się działanie antybakteryjne, przeciwgrzybicze i ściągające. Odwar poleca się do przemywania skóry trądzikowej i problematycznej.
Kobylak w mydle – czego się spodziewać
No dobrze, ale co takiego niezwykłego jest w korzeniu kobylaka jeśli chodzi o robienie mydła? Wikipedia w podlinkowanym przeze mnie artykule podaje, że kobylak jest rośliną barwierską, a jego korzeń wykorzystywany był jako żółty barwnik. I rzeczywiście korzeń kobylaka ma kolor żółty. Zmielony w młynku do kawy wygląda tak:
Logicznie rzecz ujmując, dzięki kobylakowi powinniśmy zatem otrzymać piękne żółte mydło. Powinniśmy, ale tu następuje zonk, ponieważ pod wpływem ługu sodowego kobylak zmienia kolor mydła na… różowy.
A żeby było jeszcze zabawniej, nie dzieje się tak zawsze i z tą samą intensywnością – odcienie różowego mogą mieć szeroki zakres. Dużo zależy od mocy maceratu i jego ilości użytej w mydle.
Często mydło miewa też żółtawy odcień, który z czasem zanika w miejscach, gdzie ma ono kontakt z powietrzem. Jednak w środkowych partiach mydła żółty ton lubi się jakiś czas utrzymywać, co można zaobserwować po jego przekrojeniu.

Te różnice z czasem zanikają, najlepiej widać je tuż po pokrojeniu mydła:


Czy da się to zjawisko wyeliminować i otrzymać od razu w pełni różowe mydło? Mnie się to nie udało, każde ze zrobionych przeze mnie mydeł miało ten żółtawy odcień. Pocieszające jest to, że z czasem staje się on coraz mniej wyraźny.
Natknęłam się jednak na film, w którym autorka eksperymentuje z mydłem kobylakowym uzyskując piękny róż bez żółtych odcieni. Według niej, kluczem do tego jest zmniejszenie ilości wody w mydle. I faktycznie, zrobiona przez nią masa i mydło mają od razu intensywny kolor. Dla porównania, do części masy dodała nieco więcej wody i widać, że kolor tej części wpada w żółć, podczas gdy druga część mydła, ta z mniejszą ilością wody jest intensywnie różowa.
Niestety, u mnie ta hipoteza się nie sprawdziła. Mydło z najmniejszą ilością wody (stężenie ługu 45%) wciąż było żółte po przekrojeniu, co możecie zaobserwować na zdjęciu powyżej.
Mydło z kobylakiem – eksperyment
Ogółem zrobiłam cztery mydła z maceratem z kobylaka. W trzech z nich udało mi się uzyskać kolor różowy, a w jednym kolor brązowy wpadający w róż.
Najbardziej różowym ze wszystkich mydeł okazało się być mydło ze sporą ilością kobylaka (ok. 7 łyżek zmielonego korzenia na 300 gramów oliwy) macerowane przez 4 godziny na ciepło w wolnowarze. Macerat stanowił 50% wszystkich olejów w mydle. W tym mydle masa mydlana jako jedyna zrobiła się mocno różowa już na etapie saponifikacji. I tak, to jest to mydło z „mózgiem”, które się przegrzało i które możecie kojarzyć z fanpage’a.


Największą niespodzianką okazało się być mydło, w którym oliwa macerowana była najdłużej (zapomniałam wyłączyć wolnowar 🤦♀️) i nabierała mocy przez około 16 godzin. Tutaj mydło szybko zrobiło się brązowe i takie pozostało. Ma lekko bordowo-różowy odcień. Nie polecam go jednak robić, bo przy użyciu plami.
Najjaśniejsze mydło zawiera najmniejszy procentowy udział maceratu – tylko 40%, podczas gdy reszta mydeł zawiera 50 i więcej procent. Jak widać ma to ewidentny wpływ na intensywność koloru.
Poniżej zestawiłam parametry mydeł i wszystkie szczegóły jakimi się różnią:
Wnioski:
Najważniejszym czynnikiem wpływającym na kolor mydła okazała się być ilość kobylaka oraz długość macerowania go, a tym samym moc maceratu. Im większa ilość kobylaka i im dłuższe macerowanie, tym intensywniejszy kolor mydła.
Kolejny ważny czynnik to procentowy udział maceratu w całości olejów. Mydło z 40 procentami maceratu (#4) okazało się być jaśniejsze od mydła z 50% (#2) mimo, że użyty w nim macerat zawierał nieco większą ilość surowca.
Czynnikami, które zdają się nie mieć większego wpływu na kolor, to faza żelowa i ilość wody. Mydła nie potrzebowały fazy żelowej, aby zrobić się różowe. Ilość wody nie wpłynęła znacząco na kolor. Nie wydaje mi się również, żeby różnice w przepisach (poza ilością maceratu) miały jakiś wpływ na kolor mydła.
Nie jestem też pewna czy mielenie korzenia lepiej wpłynęło na kolor mydła. Wydaje mi się, że nie, ale tu mogę się mylić, bo nie zrobiłam mydła wyłącznie ze zmielonym vs. niezmielonym korzeniem, aby to porównać. Dajcie znać jeśli macie w tej kwestii jakieś ciekawe wnioski.
Mydło z czasem blednie – mydło nr 3 było zrobione w lipcu i jak widać jego kolor stracił na intensywności, co widać w zestawieniu z masą mydlaną, na szczęście nie jest to zmiana dramatyczna. Po przekrojeniu go zauważyłam, że kolor w środku również się wyrównał, żółty odcień jest dużo mniej widoczny.
Mydło z kobylakiem okazało się niezłą przygodą. 🙂 Jeżeli chcecie poeksperymentować polecam wykopać korzeń kobylaka własnie teraz, czyli jesienią lub wczesną wiosną, bądź też zakupić go w sklepie zielarskim, jak ja. Użyłam, zdaje się, surowca z firmy Dary Natury (to nie wpis sponsorowany, po prostu podaję producenta). Szukajcie korzenia kobylaka – hydrolapathi radix.
Ponieważ warunki świetlne często się u mnie zmieniały podczas sesji fotograficznej, kolor mydła może się nieco różnić w zależności od zdjęcia. Tutaj mydła w warunkach naturalnych, czyli w świetle pochmurnego, niestety, dnia:
Jak zawsze życzę Wam wesołego zmydlania i samych udanych mydeł! Podzielcie się w komentarzach jak Wam poszło z kobylakiem 🙂