Powiedzmy to sobie szczerze – nikt nie jest nieomylny. Wpadki i pomyłki zdarzają się najlepszym. Czasem są zabawne, czasem nie, ale prawie zawsze czegoś nas uczą. I tak też jest z robieniem mydła. Chyba żaden mydlarz nie został oszczędzony. Jestem przekonana, że każdemu zdarzyła się jakaś nieudana partia mydła – mydło-beton, mydło-glut, mydło w kolorze otchłani kosmicznej (czyli cholera wie jaki kolor). Czasem człowiek jest tylko zdziwiony, ale nieraz takie mydlane wpadki rodzą frustrację i złość, bo oleje drogie, bo czas stracony.
A jednak mydlane wpadki są moim zdaniem niezwykle cenne, bo dostarczają nam nowej wiedzy i pozwalają lepiej kontrolować cały proces robienia mydła. Oczywiście, pod warunkiem, że wyciągniemy z tych naszych pomyłek jakieś wnioski. Dlatego chciałam się podzielić z Wami zabawną wpadką sprzed kilku lat, kiedy to byłam jeszcze mocno zielona z robienia mydła i wydawało mi się, że w mydlarstwie 1+1=2.
Glinka glince nierówna?
Otóż któregoś dnia zapragnęłam zrobić niebieskie mydło. Zamarzył mi się delikatny błękit, a ponieważ lubię wykorzystywać naturalne składniki, pomyślałam o indygo, czyli barwniku uzyskiwanym z liści indygowców. Indygo jednak okazało się wtedy nieosiągalne, wiecie, za dużo miesiąca na koniec pieniędzy, więc musiałam wybrać coś innego. Po krótkim zastanowieniu wybór padł na oczywistą oczywistość – niebieską glinkę kaolinową. Z glinkami miałam już przecież doświadczenie. Różowa glinka dawała różowe mydło, zielona glinka zielone, czerwona mydło czerwone. Wszystko jasne i oczywiste.
Dla wzmocnienia efektu, postanowiłam zrobić mydło na niebieskiej herbatce z kwiatów ślazu. Tak tak, taka mądra byłam.
Grasz w niebieskie? Gram! Masz niebieskie? NO…NIE MAM
Pierwsze zawahanie przyszło, kiedy wsypałam wodorotlenek sodu do herbatki ślazowej. Piękny niebieski kolor herbatki zmienił się w to:
Ok, pomyślałam. To jeszcze o niczym nie świadczy, wiecie, saponifikacja i takie tam. Wymiesza się z glinką – będzie niebieskie. Wymieszałam. Było niebieskie. W foremce, przed całkowitym zmydleniem.
A potem przestało być niebieskie i po kilkunastu godzinach, kiedy wyjęłam mydło z foremki okazało się, że ten piękny błękit zmienił się w… kremową biel. Śliczne, prawda? Ale nie o takie mydło walczyłam. 🙂
Wyobrażacie sobie jaka rozczarowana byłam? Ja? Taki as mydlarstwa (he he) poniósł porażkę w starciu z niebieskim mydłem? 🙂 No tak. Ale była to cenna nauczka. Już nie zakładam, że to, co dodam do mydła zachowa swój pierwotny kolor. Jestem ostrożniejsza i nie oczekuję natychmiastowych wyników. Czasem dobre mydło to sporo prób i sporo błędów. Ale zawsze duża radość podczas zmydlania.
Dlatego jeśli chcecie zrobić niebieskie mydło najlepiej użyć indygo, ultramaryny bądź pigmentów kosmetycznych (tych nieprzeznaczonych do spożycia).
Po wyciągnięciu wniosków, dalej robię mydło z niebieską glinką kaolinową. Świetnie oczyszcza i jest łagodne. Ale nie oczekuję, że będzie niebieskie. Od tego mam inne składniki.
A Wy jakie mydlane wpadki macie na swoim koncie? Podzielcie się w komentarzach. Mimo wszystko życzę Wam jednak udanego zmydlania!
2 komentarze
Ja robię błękitne mydełka z użyciem francuskiej niebieskiej glinki Blue Pearl. Kolor nie znika! 🙂 w każdej ilości pięknie barwi mydło, bardziej lub mniej intensywnie. Szukam naturalnych fioletowych barwników, poradzisz coś? 🙂
Najlepsze doświadczenia mam z alkanną barwierską i brazylijską glinką fioletową. Alkanna daje różne odcienie fioletu w zależności od mocy i ilości dodanego maceratu (zamiast maceratu można też bezpośrednio do mydła dodać proszek z alkanny). Glinka brazylijska daje ziemisto-fioletowawy odcień.